Segesvár. Zauważono w tutejszych wioskach czasy pewnego człowieka, który chadza w stroju nieszczególnie zwyczajnym, a przy tym nosi tarczę (sic!) czerwoną ze znakiem zielonego krzyża, którego końce zwieńczone są jakoby strzałami; w środku zaś widnieje litera „H”. W kilku okolicznych wsiach widziano widziano go, kiedy poruszał się z nadludzką prędkością o własnych nogach. Osobnik ów włamywał się także do niektórych domostw, niestety królewsko-węgierskiej żandarmerii nie udało się go schwycić, w bójkach zaś wykazywał się ogromną siłą.
Co istotne, ofiarami okazują się tylko i wyłącznie poddani węgierscy pochodzący z romańskiego szczepu węgierskiego, tzw. Rumuni. Madziarów i Madziaronów nie dotknęła ta katastrofa wcale – poza poczuciem strachu. Koloszwarska król.-węg. dyrekcja policji póki co rozkłada ręce. Miejscowi twierdzą, że osobnik miał rzekomo uciec z zamku jednego z lokalnych szlachciców jako wynaturzony eksperyment. To tłumaczyłoby ponadprzeciętną siłę, gibkość i szybkość oprawcy.
Na podstawie relacji świadków i ofiar udało się ustalić szczątkowe dane. Jegomość nosi strój podobny do zwykłego stroju węgierskich chłopów, ma na sobie kajdany z rozerwanym łańcuchem. Najbardziej charakterystycznym elementem jest tarcza, którą opisujemy wyżej. Jeżeli ktokolwiek z Czytelników go zauważy, prosimy – dla własnego bezpieczeństwa – nie walczyć, a zwyczajnie donieść o tymże fakcie najbliższej dyrekcji policji bądź żandarmerii. Rysunek pamięciowy zawdzięczamy lokalnemu rysownikowi, który pragnie pozostać anonimowy.