Miroslav Barbarez, dnia 26-ego marca 2016r.
Od dłuższego już czasu w Królestwie Galicji i Lodomerii trwają krwawe starcia na tle narodowościowym i ekonomicznym. Konflikt między Polakami a Rusinami przybiera na sile z każdym dniem, zbierając krwawe żniwo. Nasi koledzy z Kuryera Galicyjskiego przesyłają nam informacje o coraz straszniejszych zdarzeniach w GiL-u, których nie będziemy przytaczać ze względu na wrażliwość naszych Czytelników. Nie budzi zatem zaskoczenia fakt, że Rada Nadzwyczajna, sprawująca obecnie władzę w Monarchii Austro-Węgier, przygotowuje wojsko do stabilizacji sytuacji w regionie. Podobna akcja ma miejsce także w Bośni i Hercegowinie.
Do Sarajeva zaczyna powoli zjeżdżać coraz więcej mężczyzn, którzy będą przydzielani do czterech regimentów piechoty, które są rozlokowane w BiH-u. Trzy z nich zostaną wysłane na północ Monarchii z misją stabilizacyjną. Czwarty pozostanie w Hercegowinie, przy granicy z Pustkowiami Winków, skąd co jakiś czas na łupieżcze wyprawy przybywają jednostki Techrzeszy.
Jakie wrażenia i odczucia towarzyszą rekrutom przed wyjazdem do Galicji i Lodomerii? Oto garść odpowiedzi, jakie usłyszał nasz reporter, który wybrał się do zapełnionego punktu werbunkowego w Sarajevie:
– Czuję się wspaniale i już nie mogę doczekać się pierwszych zadań, które zleci mi dowództwo – odparł 21-letni Danilo Tokić z Banja Luki, na co dzień terminator u szewca – Wspaniale będzie zobaczyć naszych dzielnych wojaków w akcji, a jeszcze lepiej będzie w tym bezpośrednio uczestniczyć, przyczyniając się do chwały i glorii Naszej Monarchii i Domu Panującego. Pokażemy uzurpatorom, gdzie raki zimują! Zapytany, kogo ma na myśli mówiąc „uzurpatorzy”, młody rekrut szybko wycofał się od reportera, zasłaniając się koniecznością kupna bułek na długą podróż na front.
– W sumie fajnie jest się wyrwać z domu, od jęczącej żony, czwórki bachorów, szwagra-idioty, niewdzięcznej pracy oraz szefa-krwiopijcy – mówi nam 35-letni mieszkaniec Bihacia, chcący się tytułować Panem R. – W zasadzie to nie wiem, o co się tam rozchodzi, kto z kim, dlaczego, po co i od jak długiego czasu, nawet mnie to niespecjalnie obchodzi. Po prostu fajnie będzie wziąć karabin w dłoń i oddać się męskiej przygodzie. W zasadzie może to trwać jak najdłużej, powrót do tych tumanów, tylko przez ironię zwanych „rodziną”, średnio mi się uśmiecha – kończy R.
Inni mają nieco głębsze przemyślenia na temat całej operacji. 29-letni Mosze Ringelbaum z gminy żydowskiej w Sarajevie nadaje jej wymiar bardzo ideowy, przy czym Bośnia i Hercegowina zajmuje w niej kluczowe miejsce:
– Proszę zauważyć naszą kochaną Bośnię, spojrzeć na nią z lotu ptaka. Ileż znajduje się w niej ludów, religii, języków, kultur, charakterów, gestów i znaczeń. Wszyscy względem siebie tacy różni, tacy odmienni, a jednak – coś ich łączy. Nie skaczą sobie do gardeł, nie patrzą spode łba na siebie, nie obgadują się nawet wzajemnie za plecami. A dlatego, Panie Dobrodzieju, że już od wieków tak żyjemy i wiemy, jak w różnorodności się poruszać. Jak się wzajemnie szanować i jak dzielić się tym wszystkim, co w łaskawości swojej zsyła nam dobry Bóg i Cesarsko-Królewski Majestat. Taka też jest cała Monarchia nasza, jedna, ale jakże różnorodna. Trzeba ową prostą, wspaniałą naukę przekazać siostrom i braciom naszym do Galicji, nie obwiniać nikogo, naprawić błędy i dać im wspólnie żyć. Bośniacy, Polacy, Rusini, Rumuni, Słowacy i wszyscy inni: jesteśmy poddanymi tego samego Monarchy i dziećmi tego samego Boga, czyż nie?
Pojawiają się jednak i takie głosy, chociaż rzadkie, które krytycznie podchodzą do sensu interwencji. Jovan Mrkva, 32-letni leśnik ze wsi Gorinja, tłumaczy to w ten sposób:
– Nie wiem, kto jest winny całej tej potwornej sytuacji, gdzie poddani Jego Cesarskiej i Królewskiej Mości się żrą wzajemnie, choć wczoraj żyli ze sobą w zgodzie. Dla mnie oni wszyscy są dalej poddanymi Domu Panującego, a zatem braćmi i siostrami. Do braci i sióstr się nie strzela, choćby miało to powstrzymać dalszy rozlew krwi. Wie Pan, ja żyję blisko natury z racji wykonywanego zawodu. Spokój i harmonia, uosabiane przez ową naturę, to najbardziej godny człowieka, najbardziej naturalny stan. Wojna zaś jest chaosem i zamętem, wprowadza niepokój, strach, agresję, przemoc i śmierć. Ja uczestniczyć w tym nie będę. Zawsze będę stać po stronie ludzkiego życia i przyrody. Mogę się tylko modlić o przydział do 4. Regimentu, który będzie nas bronić przed bezdusznymi robotami z Techrzeszy.
Jak zatem widać, podejście Bośniaków do całej sytuacji jest odmienne niemal z każdym napotkanym rekrutem. Odpowiedzi było tak naprawdę jeszcze więcej, jednak format naszego pisma nie pozwalał na zmieszczenie ich wszystkich. Co stanie się z naszymi bohaterami: dzielnym Danilo, eskapistycznym Panem R., myślicielem Mosze i pacyfistą Jovanem? Tego sztab nam nie powie. Wiemy natomiast, że trzy bośniackie regimenty wyruszą na północ Monarchii w ramach operacji „Wielkanoc”. Skąd ta nazwa? Według nieoficjalnych doniesień, w sztabie panuje na tyle entuzjastyczne podejście do interwencji, że ma ona trwać między okresami wielkanocnymi obrządku zachodniego i wschodniego: wyjazd do Galicji i Lodomerii nastąpi w poniedziałek wieczór, pod koniec katolickiej Wielkanocy, powrót zaś zaplanowano na 30 kwietnia, na dzień przed prawosławną Niedzielą Wielkiej Nocy. Czy plany naszych dzielnych żołnierzy zostaną zrealizowane? Czy napotkają oni jakieś trudności? Czytajcie „Bosanskog Novinara”, aby wiedzieć więcej! Zawsze trzymamy rękę na pulsie!