Jan von Maikowski, 23. 03. 2016
Witajcie Drodzy Czytelnicy Kuriera!
Z powodu ostatnich wydarzeń, które niczym piorun uderzyły w jakby się wydawało solidne fundamenty Państwa Habsburgów musieliśmy przerwać działalność naszej gazety. Na szczęście naszej redakcji udało się uporać z problemami dotyczącymi przede wszystkim sytuacji finansowej i powracamy w nowej odsłonie z kolejną dawką najświeższych informacji! Już od trzech dni dziennikarze Kuriera krążą po całej Galicji i Lodomerii w poszukiwaniu sensacji, które moglibyśmy przelać na papier i dostarczyć pod drzwi Waszych domostw. Chcecie wiedzieć co już udało Nam się znaleźć? Skierujcie zatem swój baczny wzrok nieco niżej i jak mówi Pismo Święte „szukajcie, a znajdziecie”.
Co w Galicji piszczy?
A no właśnie… W naszej, kochanej prowincyji nie piszczy tylko wrze! Po upadku struktur państwowych Monarchii Austro-Węgierskiej z cienia przeszłości wyszły nieco przycichłe spory, które zatruwają życie mieszkańców Królestwa GiL-u. Konflikt pomiędzy jakże znamienitą polską szlachtą, a pracowitym chłopstwem Rusi ponownie odżył i to ze zdwojoną siłą. Tajemnicze podpalenia, burdy w karczmach i zajazdach, stukot szabel i świst wideł to powoli codzienność. Polscy Panowie, którzy od lat zajmowali wysokie stanowiska administracyjne w Królestwie Galicji i Lodomerii częstokroć darli koty z Rusinami, którym nie odpowiadała władza niewdzięcznych Lachów. Rusini skarżyli się na wyzysk i dyskryminację, natomiast Polacy twierdzili, że ludność ruska często prześladowała osoby polskiego pochodzenia i umyśle sabotowała wszelkie polskie inicjatywy. Kto tu ma słuszność? Tego nie wie nikt. Nikt także nie przypuszczał, że ten błahy spór występujący dość powszechnie w wielonarodowej Monarchii doprowadzi do tak tragicznego rozwoju wydarzeń.
Smert’ Lachom!
Takie właśnie zawołanie zagnieździło się w gardłach chłopstwa ruskiego, które postanowiło rozprawić się ze znienawidzonymi Polakami za pomocą ognia i żelaza. W ciągu tygodnia spłonęło kilkanaście polskich domów, najczęściej byłych urzędników państwowych i działaczy społecznych. Wielu właścicieli tych domostw straciło w pożarach córki, synów, żony, a nawet własne życie. Sprawca? Nieznany… Odwet ze strony ludności polskiej był tylko kwestią czasu. I tak też się stało! Kilka dni po wcześniej wymienionych zajściach w Galicyji zapłonęły pola, stodoły i spichlerze Rusinów. Wiele rodzin cierpiało z powodu głodu, a inne pomarły od chorób w efekcie jedzenia nie zdatnej do spożycia żywności. Sprawcy? Oczywiście nieznani… Dalszych losów już się możecie domyślić. Kłótnie w karczmach kończące się krwawymi pojedynkami, grabieżcze napady, zatruwanie studni i ubój bydła, które należało do sąsiada zza płotu.
Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie, ale co dalej?
Niestety żadna ze stron konfliktu nie pomyślała o tym jak to wszystko wpłynie na zwykłych mieszkańców Królestwa. Wielu właścicieli ziemskich straciło w pożodze majątki przez co część chłopstwa pozostała bez pracy. Z braku administracji upadł handel. Pożary, które strawiły ruskie pola i zapasy żywności spowodowały braki w żywności w wielu wsiach i miasteczkach Galicji i Lodomerii, która nie obfitowała w duże połacie żyznej ziemi. Głód, choroby i bratobójcze walki zabierały do grobu kolejne ludzkie istnienia. Część szlachty i chłopstwa wciąż się nawzajem zwalczała, a tymczasem całą Galicję i Lodomerię ogarnęły głód i ubóstwo. Pisząc ten artykuł często spoglądam za okno budynku naszej redakcji na spokojne jeszcze ulice Lwowa. We większych miastach nie widać skutków tej cichej wojny. Miasta mają własne spichlerze, a władze, które są nimi już tylko z nazwy starannie dbają o to aby szary lwowianin żył jak najdłużej w słodkiej ułudzie. „Władzy” nie są potrzebne zamieszki, czy uliczne protesty, ponieważ one przyciągają uwagę i wprowadzają anarchię. Więc póki oczy Wiednia skierowane są w inną stronę nasi „włodarze” będą wykorzystywać tę korzystną dla nich sytuację i łapczywie ciągnąć z niej profity. Natomiast pozostawiona sama sobie szara ludność dalej będzie cierpieć aby mniejsza grupa mogła żyć w dostatku.
Co będzie kiedy dotychczas bezpieczni mieszkańcy Galicyji wyjrzą spod zaszytych powiek?
Czas pokaże więc śledźcie Kuriera i niecierpliwie oczekujcie kolejnego wydania.