Franz Josef von Habsburg | 26. 03. 2013
Najlepszym zwiastunem lepszych czasów jest fakt, że udało się zakończyć dość długi stan wyjątkowy i przeprowadzić wybory w Austrii i na Węgrzech. Wprawdzie koniecznym było zmniejszenie liczby delegatów i posłów w Austrii i na Węgrzech do dwóch, ale jest to – jak wierzę – stan przejściowy, wynikający ze szczególnych uwarunkowań.
Nie będzie wielkim zaskoczeniem, że Abgeordnetenhaus będzie wchodzić dwóch delegatów – Patryk Labacki i moja skromna osoba, Franz Josef von Habsburg. Na Węgrzech natomiast będzie to Károly Miklós oraz Victorio Mortuus. Niestety nie byliśmy świadkami zajadłej walki wyborczej, tylko jeden kandydat opublikował swój program i przedstawił się obywatelom. Wierzymy, że będą to ostatnie wybory, w których każdy będzie pewny swego miejsca.
Na Węgrzech parlament już obraduje, w Austrii jeszcze nie zaczął obrad. Wszyscy jesteśmy ciekawi, kogo deputowani do Zgromadzenia Parlamentarnego wskażą jako kandydata na Prezydenta Ministrów Jego Cesarskiej i Królewskiej Mości. Pewniakiem jest Victorio Mortuus, który nie ma kontrkandydatów. Co ciekawe, Kryzys Traumlandzki, który wywołał nieco wymuszone oburzenie na Cesarskim i Królewskim Dworze, raczej szefowi rządu pomógł niż zaszkodził.
Brak Austro-Węgrom też partii z prawdziwego zdarzenia. Wprawdzie przebąkuje się coś o Vaterländische Front, ale takie stronnictwo jak dotąd nie powstało. Trudno więc oczekiwać spójnego programu, co jest nieco dezorientujące. Z drugiej strony – partie na całym świecie właściwie piszą w kółko o tym samym i różnią się jedynie barwą. Stanowią raczej koterie towarzyskie „lubiących się” nawzajem ludzi. Dobrze by było, gdyby w Austro-Węgrzech wyglądało to nieco inaczej, zwłaszcza że kilka lat wcześniej potrafiliśmy to pokazać – w ramach Partii Robotniczo-Chłopskiej, Partii Ludzi Myślących oraz Zjednoczonej Partii Prawicy.