[WZ] Wywiad z Victorio Mortuusem

0 Comments

Franz Josef von Habsburg | 26. 02. 2013

wz-logo-strona

W dwa dni po wydarzeniach Kryzysu Dreamlandzkiego nadchodzi czas refleksji i przemyśleń. Oczywiście nasza redakcja nadal wspiera ofiary Kryzysu, nie wszyscy odebrali naszą pomoc finansową ze zbiórki. Chcieliśmy jednak zapytać premiera Mortuusa, co sądzi o całym zajściu – tak, aby Czytelnik mógł sobie wyrobić opinię. Pytamy jednak nie tylko o Kryzys Dreamlandzki, ale także o inne sprawy. A oto wywiad:

Franz Josef von Habsburg: Jó napót kívánok, miniszterelnök úr! Jak Pańskie samopoczucie po złożeniu dymisji?
Victorio Mortuus:Witam. O dziwo bardzo dobre. Dziękuję.

FJ: Czytelnicy niestety widzieli tylko to, co obie strony przedstawiły publicznie. Jak zatem przebiegały negocjacje z władzami w Ekorre?
VM: A o których mówimy? Te wrześniowe rozmowy czy te z ostatnich tygodni?

FJ: Sądzę, że interesują nas wszystkich te ostatnie, jeżeli będzie taka konieczność – to prosiłbym nawiązać do rozmów wrześniowych.
VM: W sumie to nie ma do czego nawiązywać. Opublikowana dokumentacja to zapis wszelkich rozmów podjętych z Dreamlandem we wrześniu w tej sprawie. Jeżeli zaś chodzi o ostatnie tygodnie – cóż, od pewnego czasu wraz z premierem de la Vegą wymienialiśmy się listami, w których wyjaśnialiśmy nasze stanowiska i, tak mi się wydawało, dążyliśmy do porozumienia. Jednakże władze w Wiedniu nie angażowały się w powstały na forum publicznym spór, by móc bez emocji wyjaśnić cały ten problem. Władze w Ekkore nie miały tego dylematu i co innego pisały w rozmowach nieoficjalnych czy w korespondencji dyplomatycznej, a co innego publicznie. Dla mnie ten poziom fałszu był zaskoczeniem, bo dostaję zapewnienie o dążeniu do porozumienia i chęci zgody, a następnego dnia czytam godne pożałowania grafomańskie teksty. I nie mówię tu wyłącznie o premierze Dreamlandu, choć ten opis zachowania niestety dotyczy również jego.

FJ: Można więc mówić o tym, że Ekorre próbowało wykorzystać całą sprawę „na użytek wewnętrzny”? Tylko po co?
VM: Nie wiem czy taki był cel działań dreamlandzkich władz. Być może przyświecały im niecne zamierzenia, albo najzwyczajniej w świecie kierowali się błędnym zrozumieniem intencji, czego dowód mieliśmy choćby tym żałosnym ultimatum. Ja wiem tylko, jak jest to odbierane w Wiedniu i kilku innych wschodniokontynentalnych stolicach. Co siedzi w głowach włodarzy z Ekkore – nie mam pojęcia.

FJ: Właśnie – ciągle słyszymy o ultimatum, groźbach i tym podobnych rzeczach. Oświadczenie dreamlandzkiego MSZ, który milczał do tej pory na forum publicznym, już po publikacji słynnych dokumentów, jest póki co chyba najbardziej wyważonym tekstem po stronie dreamlandzkiej. Jak Pan sądzi, czy to kwestia tego, że Simon McMelkor jest osobą o wiele bardziej doświadczoną niż szef rządu, czy może coś innego jest powodem?
VM: O to już proszę pytać szefa dreamlandzkiej dyplomacji.

FJ: Czy można sądzić, że obie strony, mówiąc po wojskowemu, „oderwały się od nieprzyjaciela” i raczej nie będą przez pewien czas szukać kontaktu?
VM: Cóż… Nie mam nawet pojęcia, kto będzie moim następcą, więc ciężko mi przewidywać co przyszły rząd pocznie w tej sprawie. Ja jednak nie uważam, by przy nastawieniu najwyższych władz Dreamlandu na zabawę w rozmowy o zgodzie i dwulicowości tamtejszej polityki można było osiągnąć jakiekolwiek porozumienie niezależnie od szefa rządu w Monarchii. Tym bardziej, że po tym wszystkim wydaje mi się, że takiej woli nie ma ani w Austro-Węgrzech ani w Dreamlandzie.

FJ: Właśnie – jak Pan, jako długoletni działacz i obserwator polityki międzynarodowej zapatruje się na rolę Austro-Węgier na świecie? Czy taki Dreamland albo Scholandia są nam jeszcze potrzebne? Czy może należy się skupić na najbliższych nam dwóch kontynentach? A może w ogóle przestać bawić się w dyplomację?
VM: Uważam, że „zabawa w dyplomację” nie powinna być zaniechana, ale z całą pewnością przewartościowana. Dziś już Dreamland nie jest potrzebny Austro-Węgrom a Austro-Węgry Dreamlandowi. Jedno i drugie państwo spokojnie poradzi sobie nawet bez traktatu o uznaniu. Nie oszukujmy się – do czasu wrześniowego spięcia nie prowadziliśmy żadnej polityki zagranicznej wobec Dreamlandu. Nie upatrujemy w nim żadnego bliskiego sprzymierzeńca i to nie od kilku tygodni, ale lat. Czasy, kiedy to proponowano Monarchii wstąpienie do WKE, podpisywano wspólne traktaty, rozmawiano, pojawiano się to tu to tam minęły już bardzo dawno temu. Czasy Wielkiej Trójki minęły bezpowrotnie i dziś ani Dreamland, ani Scholandia ani Sarmacja nie są i prawdopodobnie już nigdy nie będą kluczowymi graczami na arenie międzynarodowej. Celem naszej aktywności powinny być (i przecież są!): Ostia i Nowy Kontynent. To powinna być podstawa.

FJ: Czyli Dreamland zostawiamy, niech prowadzą politykę z Erboką i Scholandią. A co do naszej aktywności – kiedyś byliśmy jedną z najaktywniejszych delegacji w OPM, dziś nie ma już OPM i nie ma też płaszczyzny wymiany zdań. Jeżeli ciężar aktywności przesunie się na Ostię i Vaarland, to być może należałoby zdefiniować, z kim Austro-Węgry mogą stać się bliskimi partnerami. Jakie są Pańskie „typy”?
VM: Podstawą jest oczywiście Surmenia. To nie podlega żadnej dyskusji. To jest nasz wręcz „naturalny” sprzymierzeniec. A dalej… Ostatnio nasze realacje z Rotrią nie tylko się polepszyły, ale wręcz zintensyfikowały. Nie ukrywam, że liczę na to, że uda się doprowadzić do zażegnania niesnasek pomiędzy Stolicą Apostolską a Surmenią, gdyż obecnie potrzebujemy współpracy. W dość naturalny sposób, bo przez pokrewieństwo, jesteśmy związani z Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Tam gdzie uważaliśmy to za konieczne bowiem, wysłaliśmy swoich ambasadorów w pierwszej kolejności. Są to: Surmenia, Rotria i Rzeczpospolita.

FJ: A co z Trizondalem, który zawsze miał duże aspiracje i niedawno obchodził swoje sześciolecie? Co z Nordią czy Francją, które otwarcie czerpią z austro-węgierskiego dorobku kulturowego i prawnego?
VM: Oczywiście liczymy na współpracę zarówno z Trizondalem, jak i Nordią czy Francją. Jednakże w chwili obecnej nie mogę powiedzieć by nasze stosunki zmierzały ku zacieśnianiu, dlatego też nie mogę w oczywistym tonie stwierdzić, że „Tak, to nasi przyszli najbliżsi sojusznicy”. Co wcale nie wyklucza, że takimi stać się nie mogą. Wszystko zależy od nas i naszych przyjaciół za granicą.

FJ: Wróćmy na chwilę do Dreamlandu. Jak Pan powiedział, w Austro-Węgrzech nie będzie woli do zacieśniania z nim stosunków, a samo Królestwo nie jest nam już potrzebne. Sądzi Pan, że jednak można wykorzystać całą sprawę do zbudowania aktywizującej ludzi narracji, podobnej do tej, jaką zbudowali Sarmaci w trakcie konfliktu ze Scholandią?
VM: Nie wiem czy nie będzie takiej woli, wiem, że obecnie jej nie widać, ale przecież to się może kiedyś zmienić. Sarmacja i na przykład jej relacje z Wandystanem są tego dobrym przykładem. Niechęć z czasem wygasa. Jednak czy można wykorzystać tę sprawę do budowania narracji? Ależ oczywiście! Jestem pewien także, nie przysporzy nam to głosów poparcia w Ekkore, ale ich przychylność nie jest nam do niczego potrzebna a obywatele sami kształtują obraz wydarzeń. Władza nie ma prawa do kneblowania ust tylko dlatego, że ktoś za granicą może się z tego powodu obrazić. Z resztą nigdy tego nie robiła a już nie raz w historii Monarchii mieliśmy sytuację, w których to właśnie głosy naszych obywateli oburzały „Zagranicę”.

FJ: Właśnie – głosy obywateli – jak Pan odebrał głosy poparcia obywateli po ostatniej sprawie?
VM: Szczerze powiem, że ich nie oczekiwałem. Zdaję sobie sprawę z tego co zrobiłem i spodziewałem się z tego powodu krytyki. Co nie oznacza, że nie jestem mile zaskoczony. Jestem wdzięczny każdemu z osobna za okazane gesty wsparcia i poparcia. Nie ukrywam, że to motywuje do dalszej aktywności w Monarchii bez zwracania uwagi co tam sobie mówią za granicą.

FJ: Cieszę się, że Pan o tym wspomniał. Jaka więc będzie ta aktywność? Co chce Pan robić dalej?
VM: Póki co jestem jeszcze Prezydentem Ministrów, więc jeszcze staram się wypełniać swoje obowiązki. A gdy ten etap zamknę… mam już kilka pomysłów, ale narazie ich nie ujawnię.

FJ: Jak sądzę, pozostanie Pan jednak aktywny?
VM: Póki co nie przewiduję snu zimowego czy odejścia z Monarchii.

FJ: Pytam, bo ostatnio nie bywało z aktywnością Austro-Węgier najlepiej. Sytuacja wydaje się poprawiać – parę dni temu przybył do nas ktoś nowy, trzy osoby, łącznie ze mną, wróciły do kraju, na forum dziennie pojawia się przynajmniej kilka postów, nasza redakcja też pracuje w pocie czoła, by wspierać oddolną inicjatywę. Jak Pan sądzi, czy ogromny potencjał Monarchii będzie jeszcze wykorzystany?
VM: Jestem tego pewien. A tym, którzy już żegnali się z Monarchią powiem tylko: „Nie tym razem”.

FJ: Cóż, sam jestem tego najlepszym przykładem. Tym optymistycznym akcentem chciałbym zakończyć tę jakże miłą rozmowę. Kłaniam się i życzę Panu spełnienia swoich planów związanych z Austro-Węgrami.
VM: Dziękuję i tego samego życzę Waszej Wysokości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

Katastrofa budowlana w mieście Steyr

0 Comments

  Konrad Zimmermann, 11 czerwca 2015 r.   Jak donosi nasz korespondent z miasta Steyr w Arcyksięstwie Austrii za Anizą, zawaliła się centralna część sklepienia zabytkowego ratusza. W gmachu przebywało wówczas 25 osób, z których 12…

Wysadzony w powietrze własnem zmysłów pomieszaniem

0 Comments

Limanowa. Miejscowa c. k. żandarmerja podjęła działania mające na celu ukrócenie praktyk bimbrowniczych u ludności łemkowskiej, ale i polskiej. Z tą plagą alkoholizmu walczy się bezskutecznie już od wielu lat, niestety bez wsparcia mieszkańców. Niedawno głośno…

Na ratunek siedmiogrodzkim wsiom przychodzi Kapitan Austria!

0 Comments

Segesvár. Niedawno sterroryzowane wsie, wraz z pomocą król.-węg żandarmerii, ufundowały nagrodę za pomoc w schwytaniu stwora zwanego od emblematu na swej tarczy Strzałokrzyżowcem. Przypominamy, iż osobnik ów o sile nadludzkiej przed miesiącem jął stosować przemoc…