Franz Josef von Habsburg | 04. 03. 2010
Mimo nadal trudnych warunków atmosferycznych postanowiłem mimo wszystko podjąć działania ofensywne w obliczu przeciągającego się konfliktu. Ponadto istnieje groĽba jego rozszerzenia na inne tereny Kontynentu Wschodniego, dlatego trzeba podjąć energiczne działania i stłumić rebelię zagrażającą stabilności całego kontynentu.
Dzisiejszego poranka, już od godziny piątej trwały odprawy oficerów.
Na obu frontach dowództwa wszystkich szczebli kończyły ostatnie przygotowania do ofensywy.
Również na froncie południowym dowódcy musieli podjąć trudne i odpowiedzialne decyzje, m. in. w dowództwie 33 Regimentu Grupy Południowej. Sztab tego, jak i wszystkich innych regimentów noc spędził w polowym stanowisku dowodzenia, gdzie przy pierwszym brzasku wszystko już musiało być gotowe.
W tym czasie obserwatorzy artylerii dokonywali ostatnich pomiarów i poprawek w koordynatach ostrzału. Ogień musiał być niezwykle precyzyjny w celu zminimalizowania ofiar wśród ludności cywilnej oraz niepotrzebnych strat materialnych.
Artylerzyści, którzy całą noc spędzili na stanowiskach ogniowych są gotowi do otwarcia ognia. O godzinie 6 wszystkie baterie obu zgrupowań Armeegruppe von Rabl otworzą ogień do wyznaczonych celów, który na bieżąco korygować będą obserwatorzy artyleryjscy posuwający się razem z nacierającą piechotą.
Godzina 6 rano. Na całym froncie pada komenda: Batterie feuer! ciszę chłodnego, jeszcze zimowego poranka przerywa grzmot armatnich salw, ryk lecących pocisków i huk eksplozji tam, gdzie powinien znajdować się nieprzyjaciel. Wkrótce dym i pył uniósł się wysoko w powietrze zasłaniając całkowicie horyzont.
O godzinie 9 salwy ucichły, a artylerzyści czekali na wezwania o pomoc od obserwatorów. Rozległy się gwizdki oficerów i piechota ruszyła do natarcia. Rozmach działań oraz siła przygotowania artyleryjskiego okazała się druzgocąca. Tam, gdzie ogień dział nie rozbił wszystkiego nieprzyjaciel bronił się zaciekle, ale tylko do momentu kiedy nasza piechota zbliżyła się. Wycieńczeni, głodni oraz ogłuszeni artyleryjską nawałą bojownicy nieprzyjaciela poddawali się, mimo terroru swych dowódców.
Nie wszędzie jednak ogień artylerii przyniósł zakładany skutek. W wielu miejscach pozostały niewykryte, dobrze obsadzone stanowiska nieprzyjaciela, witające naszych piechurów seriami karabinów maszynowych. Piechota zalegała pod ogniem, mimo to nie obeszło się bez ofiar, byli ranni i zabici, jednak ofiarni sanitariusze wynosili swych rannych towarzyszy spod ognia nie szczędząc własnego życia.
Na froncie alpejskim w wielu miejscach natarcie prowadzono w skrajnie trudnym wysokogórskim terenie. Razem z regimentami tyrolskimi nacierali żołnierze surmeńskiego Pułku Hokuckiego, stacjonującego tuż przy naszej granicy. Stosowano tutaj taktykę okrążania stanowisk nieprzyjaciela, gdyż bezpośrednie ich szturmowanie przyniosłoby wiele ofiar. Ponadto żołnierze tych formacji to ludzie pochodzący z terenów górskich, więc nie mają sobie równych w poruszaniu się wśród skał błyskawicznie okrążając nieprzyjacielskie punkty oporu, których obsada w większości wypadków poddawała się po krótkiej wymianie ognia.
W wielu przypadkach, zwłaszcza na froncie południowym postępy natarcia ograniczała zniszczona infrastruktura. Oddziały Ciprofloksji stosowały taktykę „spalonej ziemi” niszcząc wszystko co mogłoby okazać się użyteczne dla naszych wojsk. Formacje saperów mogły pokazać swój kunszt, budując prowizoryczne przeprawy w ciągu bardzo krótkiego czasu, po których kolumny naszych wojsk mogły wznowić pościg za nieprzyjacielem nie dopuszczając do umocnienia się na nowych stanowiskach.
Wielu mieszkańców tych terenów tak ciężko doświadczonych miało nieskrywane łzy w oczach widząc kolumny maszerujących austro-węgierskich wojsk. Zapewne nie zapomną tego widoku do końca życia.
(-) Dowództwo Armeegruppe von Rabl