Victorio Mortuus | 08. 11. 2008
„Cel jest wielki, kiedy mu się poświęcisz.
Lecz cel staje się niski, kiedy robisz sobie
z niego tytuł do chwały.”
Antoine de Saint-Exupéry
Na wstępie chciałbym przeprosić za swój brak czasu i to, że dopiero teraz pulikuję ten tekst, choć powinienem był to zrobić dawno temu.Powiadają, że niektórzy ludzie rodzą się po to by być wielcy, inni zaś po to by wielkich rzeczy dokonać, jeszcze inni by żyć w cieniu rlepszychr1;. Osobiście nie podzielam tego poglądu. Niewątpliwie jest on krzywdzący w stosunku do tych rszarych ludzir1;. Szarych ludzi, od których nierzadko tak wiele zależy. Od ludzi, którzy tak wiele mogą.
Moja praca w Monarchii rozpoczęła się już spory kawałek czasu temu, bo aż 13 marca 2007 roku. Dzięki poparciu wpływowej wówczas osoby, bo tak moi mili, nie zabłysnąłem od razu niczym gwiazda Betlejemska nad chrystusową stajenką, tak więc dzięki temu poparciu otrzymałem posadę w niekompletnym wówczas rządzie zapomnianych i zaniedbanych Krajów Korony Świętego Stefana. Od razu rzuciła mi się w oczy przepaść pomiędzy rozwiniętą Austrią, a opuszczonymi Węgrami. Scena polityczna była owego czasu dość niestabilna. Spory polityczne pomiędzy rządami Przed- i Zalitawii. No ale nie o tym chciałem pisać. Po serii niefortunnych dla Monarchii wydarzeń objąłem urząd Premiera Krajów Korony Świętego Stefana. I tu zaczyna się moja praca i kreowanie postaci mojej osoby na taką, jaką obecnie można oglądać, a raczej o niej słuchać. Moim głównym zadaniem było doprowadzenie Zalitawii do stanu choćby zbliżonego, który panował wówczas w Królestwach i Krajach w Radzie Państwa Reprezentowanych. I od tamtej właśnie pory skazany byłem, wraz ze stopniowym wzrastaniem swojego posłuchu i pozycji w Monarchii, na heroizację mojej osoby. Krążyły, i krążą do tej pory, opinie o wspaniałości mych rządów, o moich możliwościach i reformatorskim duchu jakim zarażałem kraj. I właśnie to skłoniło mnie do napisania tego, co właśnie teraz piszę. Otóż wielkim nadużyciem byłoby stwierdzenie, że tak, ten cały okres moich rządów, zarówno jako premiera kraju koronnego jak i rządu centralnego, był wielkim sukcesem przez nadzwyczajność mej osoby. Nic bardziej mylnego. Na sukces jednej osoby pracuje wielu ludzi żyjących w cieniu. I to nie władza i poparcie jest tu najważniejsze, ale szacunek i lojalność wobec swoich ludzi, bo gdyby nie oni nie byłoby wielu rządów, premierów, władców czy innych ważnych ludzi. Na mój sukces, a tak właściwie powininem powiedzieć Nasz sukces, pracował choćby ś.p. Hans von Ditrich, Vidor Simon, Miklos Vay, Otto von Rutelheld czy, niesłusznie ostatnimi czasy bagatelizowany, Riccardo von Rotberg.
Wielkie podziękowania chciałbym złożyć właśnie Otto, bo to dzięki niemu mój rząd bardzo często prawidłowo funkcjonował, Vidorowi, który zgodził się objąć dwa urzędy i wywiązywał się ze swoich obowiązków znakomicie, w szczególności w sferze dyplomacji oraz Riccardo, który to tchnął odrobinę ekonomicznego profesjonalizmu w działania mego gabinetu. Wiele z mych działań, wiele z mych sukcesów, wiele z mych planów nie zaistniałoby gdyby nie oddanie i lojalność tych właśnie ludzi. I choć nie zawsze się zgadzaliśmy i nie zawszę stoimy ramię w ramię, to jestem im WSZYSTKIM winien swój dozgonny szacunek i podziękowanie za to, że to właśnie oni stali się fundamentem rozwoju Monarchii. Silnym fundamentem.
Bardzo często politycy poszukują ideału rządzenia. Poszukują kompromisu pomiędzy władzą i jej utrzymaniem a dostępnością dla obywateli. Takie też były i moje rządy. Nie zawsze udane, nie zawsze popierane, ale, w moim przekonaniu, odpowiednie dla czasu, w którym przyszło mi kierować polityką Monarchii.
Na koniec, jednak nie jako zapomniane, chciałbym podziękować Monarsze. Mimo, iż ostatnimi czasy przyszło mi dobitnie nie zgadzać się z kierunkiem wewnętrznych decyzji rodu Habsburgów, jestem wdzięczny za pomoc i współpracę Franciszka Józefa II podczas całej mojej pracy zarówno na stanowiskach premierów, jak i w późniejszym okresie Ministra Spraw Zagranicznych.
To co przeczytać możecie wyżej wielu może się nie spodobać, albo też po prostu być śmiesznym, jednak uważam, że byłem to winien wszystkim tym, którzy mi pomagali.
A już tak na zakończenie, jako radę od wiekowego już staruszka, chciałbym tylko powiedzieć, każdemu. Nie ważne, czy popiera Cię w Parlamencie 4 czy 3 posłów. Liczy się to by popierali Cię ludzie i byś Ty był lojalny wobec swoich ludzi. Także, a może szczególnie, wobec obywateli.
Z pozdrowieniami i ponownymi wielkimi podziękowaniami,
Victorio Mortuus
P.S. Przepraszam, że musieliście to czytać 😉