Miałem dziś sen, sen o Wiedniu pełnym świateł…Spacerowałem po nocnym Wiedniu wśród wielonarodowego, rozgadanego i rozśpiewanego tłumu który wiódł mnie ulicą Bösendorferstraße rozświetloną światłem setek misternie wykonanych latarni. Z biegiem czasu do mych uszu coraz wyraźniej dochodziły odgłosy muzyki, wpierw delikatnie a później coraz mocniej i mocniej. W końcu rozpoznałem genialną i niezapomniana Symfonia “Jowiszowa” Wolfganga Amadeusza Mozarta. I właśnie w tej samej chwili ujrzałem gmach Wiener Musikverein – jednej z dwóch słynnych Wiedeńskich sal koncertowych. Wejście do owej “świątyni muzyki” oblegane było przez tłum dostojnych dżentelmenów i eleganckich dam zamierzających dostać się do sławnej Złotej Sali. Tymczasem tłum poniósł mnie dalej w stronę Muzeum Historii Sztuki gdzie zgromadzono wiele dzieł europejskich mistrzów sztuki, wśród nich „Madonna w zieleni” Rafaela, “Pracownia artysty” Vermeera, portrety infantek Velazqueza, mistrzowskie dzieła Rubensa, Rembrandta, Dürera, Tiziana czy Tintoretta. Tam również zgromadziły się tłumy skuszone nowo otwartą ekspozycją dzieł Matejki. Wydostałem się fali ludzi i spokojnie powędrowałem bocznymi uliczkami w nieznanym nawet mnie samemu kierunku. Zagłębiony we własnych myślach nawet nie zauważyłem jak dotarłem w okolice Teatru Ludowego gdzie trwała premiera nowej sztuki obiecującego dramaturga młodego pokolenia Friedricha Hallervorden. Niestety spektakl już się zaczął, dlatego też powędrowałem brukowanymi ulicami Starego Wiednia w stronę Uniwersytetu Wiedeńskiego gdzie odbywało się sympozjum naukowe na poświęcone wpływowi kultury elfickiej na współczesną kulturę Scholandi w której uczestniczyli wybitni naukowcy z całego mikroświata. Wspinałem się śpiesznym krokiem po wytartych, starych schodach Uniwersytetu obawiając się spóźnić i zakłócić tym samym uczoną dyskusje sławnym mężom którzy poświęcili swe życie nauce. Ulżyło mi na duszy gdy zobaczyłem wciąż otwarte drzwi auli konferencyjnej w które wszedłem spokojnym krokiem i…obudziłem się we własnym łóżku.
Ze smutkiem uzmysłowiłem sobie, że w naszym Wiedniu nie ma sal koncertowych, oper ani teatrów a Austro-Węgierskie uniwersytety dawno poszły w zapomnienie i świecą pustkami. Czy nie stać nas na to? Czy poza naszym zasięgiem leży zebranie utworów austriackich klasyków i umieszczenie w ich w odpowiedniej oprawie? Jakże miło było by “spacerować” po stronach Austro-Węgier słuchając w tle wielkich dzieł Mozarta lub Straussa…Zastanawiam się czemu żaden z rządów nie znalazł dość siły aby stworzyć muzeum sztuki Dualistycznej Monarchii. Jesteśmy w tak komfortowej sytuacji mając do dyspozycji wielowiekowy dorobek historycznej Monarchii Habsburgów a nie stworzyliśmy jednej, łatwo dostępnej strony zawierającej dzieła mistrzów pędzla zamieszkujących niegdyś ziemie we władaniu Domu Rakuskiego.
Widać zaangażowanie Ministra Kultury i władz ale to wciąż nie dość i nie może być dość bez wsparcia społeczeństwa. Potrzebny jest wysiłek wszystkich mieszkańców. Rząd przygotowuje ustawę o szkolnictwie która może pomóc dźwignąć Uniwersytet z ruiny ale prawo to nie wszystko, potrzebny jest człowiek który swym zaangażowaniem i ciężką pracą przekuje słowa w ciało. Człowiek który rozwinie rodzimą naukę ale i sprowadzi uczonych z Sarmacji, Scholandi czy Wandystanu. Wierze, że taki człowiek się znajdzie. Wierze również, że ludy Cesarstwa i Królestwa są zdolne do rzeczy wielkich i pięknych. Możemy pisać własne sztuki teatralne, choćby wzorowane na dziełach antycznych czy Szekspira…tematy są wokół nas, wystarczy sięgnąć. Czy historia dramatycznego upadku Cesarstwa Vallhali zalanego przez hordy demonów i jego dzielnych obrońcach nie jest warta uwiecznienia na kartach książek lub parkietach teatrów? Jestem przekonany, że możemy uczynić Wiedeń takim jak z mojego snu, że możemy uczynić Austro-Węgry kulturalną stolicą świata!
Czy sen się ziści? …To już zależy tylko od was drodzy czytelnicy.