29 lipca 2007
Dzień rozpoczął się spokojnie. Pobudka, śniadanie i do ministerstwa.
W drzwiach Ministerstwa Wojny już dostałem list od Premiera Krajów Korony Św. Stefana dotyczący sytuacji i prośbę w zapewnieniu bezpieczeństwa kapłanom opuszczającym Zalitawię.
Wiedziałem, że to dopiero początek. Ubrałem mundur polowy i wyruszyłem do biura.
Wydałem rozkaz przygotowania tysiąca żołnierzy w Budapeszcie i tysiąc w Wiedniu gotowych do reakcji.
Po dwóch godzinach stałem na platformie na placu apelowym i przemawiałem do żołnierzy: „Żołnierze Cesarskich i Królewskich Sił Zbrojnych…”.
Po apelu wyruszyłem na spotkanie z Premierem Zalitawii, wysokimi dostojnikami kościelnymi i telekonferencję z Patriarchą Innocentym I.
Siedziałem w Sali konferencyjnej wraz z Prymasem w Austro-Węgrzech Hansem von Leznerem oraz Rektorem Uniwersytetu Węgierskiego Siegbertem von Erendorfem. Premiera nie było, zajęty był w związku zbliżającą się burzą, oczekiwaliśmy go lada chwila. Gawędziliśmy w siedzibie premiera Zalitawii o błahych rzeczach, kapłani lekko podenerwowani, a ja oczekiwałem na telefon opublikowania wiadomości Premiera.
Nagle telefon satelitarny odezwał się… Adiutant podał mi słuchawkę. W tym samym momencie drzwi się otworzyły, do pomieszczenia wszedł Premier.
Usiadł spokojnie u szczytu stołu i oczekiwał aż skończę rozmawiać.
W słuchawce odezwał się głos doradcy ds. informacji publicznej
– Panie Ministrze, wiadomość opublikowana. Co mamy robić?
– Wyślijcie dwa patrole po 50 żołnierzy.
– Dwie ciężarówki transportowe, dwa wozy opancerzone i limuzynę?
– Tak
– Tak jest!
Oddałem słuchawkę, powoli powstałem z krzesła i stałem chwilę w ciszy, po czym przemówiłem:
– Może przejdę do meritum.
– Będę wdzięczny – odpowiedział Prymas
– Ministerstwo Wojny dostało jednoznaczny wniosek o zabezpieczenie bezpieczeństwa Panów von Leznera i von Erendorfa jako osoby o wysokich stanowiskach kościelnych.
Stałem patrząc w przeciwległą ścianę nie zwracając uwagi ciągnąłem wywód.
– W jakim celu? – spytał Prymas
– Z tą chwilą do Państwa siedzib jadą patrole wojskowe, które odwiozą Panów do Wiednia
– Od wniosku nie ma odwołania. – Ciągnąłem dalej
– Mam pytanie – odezwał się zbity stropu przywódca Kościoła w Austro-Węgrzech
– Mogę zapewnić, że o godzinie szesnastej czasu Budapesztańskiego przekroczycie granicę Zalitawii i Przedlitawii.
Po dziesięciu minutach zakończyłem: „Moja rola przedstawiona. Żegnam”. Po powiedzeniu tych słów odwróciłem się na pięcie i utykając podążyłem ku drzwiom.
Przez najbliższe godziny napięcie narastało. Wiele sprzecznych informacji przepływało przez Ministerstwo, wiele planów było analizowanych. Wiedziałem, że teraz będzie tylko gorzej.
Czekałem…
Kilkanaście minut przed siedemnastą stało się coś, co przypuszczałem. Patriarcha postanowił przyjechać do Monarchii.
Chwilę potem dostałem zarządzenie Premiera o wszczęciu stanu wyjątkowego w jednostkach nadgranicznych.
Po dwóch minutach oba rozkazy były gotowe i zostały wysłane zaszyfrowane do jednostek.
Patriarcha wraz z jego dworem miał zostać eskortowany przez pięciuset żołnierzy z sprzętem.
Pierwszym celem podróży była główna jednostka nadgraniczna Pozsony.
Po kilku minutach eskadra helikopterów lądowała na lotnisku jednostki w Pozsony. Syreny były doskonale słyszane pomimo huku śmigieł helikopterów.
Chwilę potem już drugi raz tego dnia stałem na platformie na placu apelowym i przemawiałem do żołnierzy.
Następnie wyruszyliśmy na granicę Austro-Węgiersko, Rotrijską.
Po godzinie byliśmy na miejscu. Wyszedłem spokojnie z helikoptera i podążyłem do Patriarchy, a gdy zbliżyłem się przemówiłem.
– Witam Wasza Wielebność na terenach Monarchii Austro-Węgier, wybaczy mi Majestat, że nie będę mu towarzyszył do pałacu w Pradze, lecz mamy ciężką sytuację i muszę być blisko żołnierzy. Zapewniam jednak, że wszystko będzie w najwyższym porządku. Tu i teraz zaręczam swoją głową, iż wszystko jest gotowe. A tymczasem żegnam.
Następnie znów wsiedliśmy w helikopter. Unosiliśmy się chwilę nad polem gdzie przywitany został Patriarcha i oglądaliśmy jak długa procesja wozów opancerzonych, samochodów, limuzyn i ciężarówek poruszała się autostradą w kierunku Pragi.
Po ponad godzinie od spotkania stałem na głównym granicznym punkcie kontrolnym stojącym na drodze bezpośredniej między Wiedniem, a Budapesztem i tłumaczyłem dowódcom wszystkich innych punktów plan rozstawienia czołgów, żołnierzy wozów opancerzonych i małych baz dowodzenia.
Kończąc tłumaczenie powiedziałem do dowódców: ”Panowie, mamy za zadanie za każdą cenę nie wpuścić na tereny Krajów Korony Św. Stefana Patriarchy i wszystkich wysłanników Rotrii, oraz kapłanów-biskupów i wyżej postawionych. Premier Victorio Mortuus rozkazał nam aresztować.
Ja Wam rozkazuję zablokować czołgami drogę, działa wycelować w stronę zbliżającego się pochodu.” Zawiesiłem na chwilę głos, lecz zaraz przemówiłem: „Wycelujcie lufy naładowanych karabinów w stronę pochodu, jeśli się nie zatrzymają, siłą zatrzymać wszystkich wysłanników Rotrii i kapłanów. Nie bójcie się aresztować. Możecie być pewni, że dołożę wszelkich starań by być w tym momencie wśród tych, którzy będą mieli przed sobą pochód.”
Gdy wszyscy się rozeszli i wracali do swych stanowisk rozkazałem adiutantowi przynieść skrzynkę.
Stałem w namiocie sztabu, naprzeciw skrzynki. Zdjąłem kluczyk wiszący mi na łańcuszku, na szyi, otworzyłem powoli skrzynkę.
Kilka zalakowanych kopert, duży czerwony przycisk w metalowym pudełku pomalowanym w żółto czarne paski i zakryty szybką ochronną, pistolet, kilka magazynków.
Przyglądałem się chwilę zawartości, po czym wyciągnąłem pistolet i magazynki, skrzynkę zamknąłem, kluczyk powiesiłem na powrót na łańcuszku.
Chwilę potem pistolet wpinałem do kabury, a adiutant zanosił skrzynkę do samochodu dowództwa.
29-30 lipca 2007
Przełom pierwszego i drugiego dnia konfliktu. Punkt kontrolny na drodze bezpośredniej Wiedeń Budapeszt.
– Tu rozstawcie 4 pasy blokady drogowej. Tam zasieki.
– Coś jeszcze Panie Ministrze?
– Po obu stronach dróg bunkry z worków z piaskiem, a tam na wzniesieniu baterie dział przeciwpancernych.
– Panie Ministrze, czy to, aby konieczne?
– Rozkaz jest jasny. Nie wpuszczać za wszelką cenę. Mam nadzieję, że mnie nie zmusza do użycia siły.
Po trzech godzinach punkt był twierdzą nie do zdobycia. Można pomyśleć, że nadeszła regularna wojna tyle sprzętu, patrole i wiele innych, lecz rozkaz rozkazem, a doktryny, doktrynami.
Łącznie po dziesięciu godzinach wszystkie punkty były gotowe… teraz tylko czekać.
30 lipca 2007
Trzydzieści jeden minut po ósmej… meldunek: „Punkty Gotowe, oczekujemy na dalsze instrukcje.”. Nakazałem odpisać: „Przegląd nastąpi od ósmej czterdzieści pięć, do dwunastej dziesięć. Nie zdradzę, gdzie przyjadę, oczekujcie mnie wszyscy.”
Sytuacja była napięta, lecz mogło się teraz stać jedno. Odwilż…
O godzinie czternastej czterdzieści osiem nastąpiło to, czego oczekiwałem. Zmiana polityki.
Kazałem przesłać do innych punktów obwieszczenie o zmianie planów, lecz dodałem, że wpierw Patriarcha ma być zatrzymany. Oczekiwałem w pewności, że rozwiąże się to bez problemów dalszych ogłoszeń.
Cztery godziny potem zostały opublikowane przeprosiny Patriarchy. Dowiedziałem się o fakcie, gdy leciałem do Wiednia na koronację Patriarchy Innocentego I.
Koronacja przebiegła spokojnie, gościom i mieszkańcom pomimo pozytywnej atmosfery, szczęśliwego zgiełku pełnego wiwatów, okrzyków radości i uśmiechów przyklejonych na twarzach nie udawało się ukryć napięcia panującego wśród ludzi.
Uroczystość była typowo polityczna. Wszyscy byli podzieleni, na ludzi stojących „za” Premierem Victorio Mortuusem, oraz zwolenników Rotrii.
W kuluarach tej hucznej uroczystości odbywały się pełne napięcia rozmowy, nagabywania, negocjacje, prośby.
Patrzyłem na to wszystko z boku i zauważyłem, że Premiera Mortuusa ta sprawa już porządnie zmęczyła. Byłem pewien, że ulegnie.
Stojąc na uboczu całej sprawy na szczęście nikt nie zwracał na mnie uwagę. W pewnym momencie uznałem, że już czas i rzekłem: „Ernst telefon”. Adiutant trochę niewyspany podskoczył na dźwięk mojego głosu wymawiającego jego imię.
Po chwili połączenie zostało nawiązane:
– Słucham Panie Ministrze? – Po drugiej stronie odezwał się lekko ochrypły głos dowódcy.
– Granica niedługo zostanie otwarta. Wkrótce dostaniecie rozkaz o wycofaniu głównych sił obrony granic i pozostawienie jedynie drobnych punktów kontrolnych.
– Tak jest!
– Przyślijcie także jedną z Ministerialnych limuzyn z jednostki w Wiedniu.
– Przyjąłem! Jakieś dodatkowe rozkazy?
– Na głównym punkcie granicznym „Pozsony” przyślijcie wozy z paliwem. Czeka mnie jeszcze dużo latania dzisiaj.
– Javohl Herr General!
Po rozmowie podszedłem do Premiera w tym momencie rozmawiającego z jakimś doradcą.
– Przepraszam, że przeszkadzam Panie Premierze, mogę na stronę?
– Oczywiście.
– Jakie rozkazy?
– Przepuśćcie tylko duchownych, dyplomatów Rotrii. Dajcie im eskortę do hotelu Budapeszt, tam będą zameldowani, a następnie eskortą do mojej siedziby na rozmowy.
– Przyjąłem, coś jeszcze?
– Ministerstwo Wojny mogłoby dwór Patriarchy i gwardię ulokować do czasu pełnego otwarcia granic?
– Z pewnością coś się znajdzie.
– To wszystko.
– Dobrze, pozwolę się ulotnić i przygotować wszystko.
– Idź, mam nadzieje, że mnie nie zawiedziesz.
– Stanę na wysokości zadania.
Pięć minut potem helikopter ze mną na pokładzie startował z płyty lotniska i dołączał powoli do eskadry helikopterów Ministerstwa Wojny towarzyszących mi jako eskorta.
Maszyna wzbijała się w niebo, a ja przyglądałem się wiedeńskiej Katedrze Leopolda III, gdy w słuchawkach nagle rozległ się głos pilota: „Panie Ministrze gdzie lecimy?”, „Pierwszym celem jest główny punkt kontrolny „Pozsony”, potem zobaczymy.”
Chwilę potem dostałem wiadomość, że Patriarcha wsiadł do limuzyny i porusza się w stronę „Pozsony”.
Po kilku minutach helikopter lądował na prowizorycznym lądowisku przygotowanym na potrzeby helikopterów rządowych.
– Jakie rozkazy Panie Ministrze?
– Ogłoście alarm, przygotujemy porządne powitanie Patriarchy, bo przejeżdża, reszta zostaje w Wiedniu.
– Tak jest!
W następnym momencie syreny zaczęły przywoływać żołnierzy na stanowiska bojowe. Wszyscy szybko ustawiali się na swoje pozycje, czołgi rozgrzewały silniki. „Wszystko gotowe.” – po kilku minutach zameldował dowódca punktu.
Z daleka widać było procesję wozów opancerzonych, transporterów, oraz wszelkiej maści samochodów ochrony.
Gdy cały pochód zbliżył się skinąłem, by dowódca okrzyknął rozkaz.
Żołnierze zdjęli załadowane karabiny i wycelowali lufy w zbliżający się pochód.
Ostatecznie limuzyna Patriarchy zatrzymała się kilkanaście metrów przed granicą między Zalitawią, a Przedlitawią.
Minęła chwila niepewnej ciszy, gdy czołgi nagle zapaliły silniki maszyn i rozsunęły się z drogi otwierając drogę trzyosobowej delegacji powitalnej.
Zbliżałem się powoli do limuzyny wraz z dowódcą punktu kontrolnego, oraz mym adiutantem.
Po drugiej stronie drzwi limuzyny otworzyły się, a z wnętrza wyszedł Patriarcha, wraz z kilkorgiem wysokich w hierarchii Kościelnej duchownych.
Gdy doszliśmy na miejsce rozpocząłem dialog:
– Witam ponownie Jego Wielebność, lecz tym razem witam w Krajach Korony Św. Stefana. Przez granicę zostaną przepuszczeni wyłącznie dyplomaci, Wielebność wraz z kilkorgiem kapłanów.
– Proszę mi powiedzieć, co z dworem i gwardzistami?
– Zostaną ulokowani w jednostce wojskowej Ministerstwa Wojny w Wiedniu do czasu całkowitego otwarcia granic.
– Dobrze, więc ruszajmy.
– Dziękuję za ponowne spotkanie.
– Ja też dziękuję.
Po skończonym dialogu żołnierze opuścili karabiny, a my odwróciliśmy się na pięcie i wróciliśmy do punktu kontrolnego.
Limuzyna przejeżdżając przez punkt została przywitana przez salutujących żołnierzy, przy hymnie Węgier.
Gdy limuzyna wraz z eskortą przejechała zwróciłem się do Adiutanta:
– Wyślij wiadomość do Budapesztu, że Patriarcha jest już w drodze, niech przywitają
należycie naszego gościa.
– Dobrze, coś jeszcze?
– Pojedziesz teraz szybko do Budapesztu i z dyktafonem w ręku weźmiesz udział w negocjacjach. Nagraj mi wszystko, potem odsłucham.
– A co z Panem, Panie Ministrze?
– Helikoptery zatankowały?
– Tak i są gotowe do dalszego lotu.
– Doskonale, lecę do bazy na próby.
– Rozumiem, czy ma jeszcze Pan Minister zalecenia?
– Przynieś mi skrzynkę i zwołaj odprawę z dowódcami punktów kontrolnych.
– Dobrze, już się robi
Jeszcze dobre półtorej godziny zajęła mi odprawa z dowódcami punktów kontrolnych i wydawanie rozkazów.
Dopiero po zakończonej odprawie poczułem, jaki zmęczony jestem.
Zjadłem ciepły posiłek z żołnierzami, schowałem broń do skrzynki i spokojnie udałem się na próby.
31 lipca 2007
Noc minęła spokojnie, dobrze przyjąłem cztery godziny snu, jakie się nadarzyły.
Kończyłem jeść spokojnie śniadanie, gdy przyszedł szef łączności z rozszyfrowaną wiadomością.
– Herr General, wiadomości z Monarchii.
– Dobrze, czytaj.
– Porozumienie zostało nawiązane, mamy otworzyć granice, lecz zostawić punkty kontrolne i szczegółowo pilnować granicy.
– Dziękuję.
– Coś odpowiedzieć?
– Nie, ale wyślij zaszyfrowaną wiadomość do dowódców punktów kontrolnych.
– Fall „Grenze” zakończona, wprowadzić ostatnią fazę planu. Oczekiwać na dalsze rozkazy.
– Ma Pan jeszcze jakieś rozkazy?
– Przygotujcie helikopter, wracamy do Monarchii.
– Tak jest!
Po kilku godzinach lotu lądowałem na lotnisku przy Ministerstwie Wojny. Czekał tam już na mnie adiutant z najświeższymi informacjami.
– Witam, jakie wieści?
– Panie Ministrze taśmy leżą na biurku, Surmenia oczekuje odpowiedzi w sprawie operacji „Gdzie jest ptaszek?”, Tyrencja i Luminat dały znać, że przyjęły wiadomość i rozważają włączenie się do akcji.
– Bardzo dobrze, Surmeńczykom prześlemy traktat do rozważenia i podpisania.
Umów mnie też na spotkanie z Premierem Krajów Korony Św. Stefana.
– Dobrze Panie Ministrze.
O jedenastej trzydzieści spotkałem się z Premierem Victorio Mortuusem.
– Witam Panie Premierze.
– Witam Ministrze.
– Słyszałem, do czego wczorajsze rozmowy doprowadziły, jestem rad z dojścia do kompromisu.
– Także się cieszę, wreszcie odpocząłem.
– W pewnym momencie już myślałem Panie Premierze, że będę musiał aresztować Patriarchę…
– … ale do tego nie doszło i tej wersji Panie Ministrze się trzymajmy.
– Czy ma Pan, Panie Premierze jakieś rozkazy?
– Nie, to wszystko jest Pan wolny, Panie Ditrich
– Dobrze, więc wracam do swoich obowiązków.
Wychodząc z biura Premiera usłyszałem
– Dziękuję Panie Ditrich za pomoc.
– Ależ Panie Premierze, to mój obowiązek.
– Bądź, co bądź, Dziękuję.
Po ponad kwadransie od spotkania siedziałem w Ministerstwie Wojny przeglądając raporty.
Oficjalnie skończył się kryzys Rotrijsko-Węgierski, ale czy, będzie lepiej? Przyszłość pokaże.